Lolirock

Wiecie co lubię? Sernik. I jazdę autostradą. I spanie. Najlepiej z kimś. Ale lubię też seriale typu magical girls. Magiczne dziewczynki? Czarodziejki? Nie wiem czy jest jakaś ogólnie-przyjęta nazwa w polskim języku. W każdym razie - te w których zwyczajne dziewczyny przemieniają się w magiczne obrończynie ludzkości. Koniecznie podczas pięknie animowanej, obecnej w każdym odcinku, scenie przemiany. Lolirock wyglądał na dosyć przeciętną produkcję w tej kategorii. Miał świetną animację, zwłaszcza sceny transformacji. Ale miał też niedorzeczną ilość oklepanych schematów i wygodnych rozwiązań już od pierwszego odcinka. Zajęło mi dłuższą chwilę, żeby porządnie zabrać się za tę kreskówkę. Ale kiedy już się wciągnęłam...

Irys to zwyczajna dziewczyna, która uwielbia śpiewać, ale skrzydła podcina jej trema. Jednak, kiedy w jej mieście urządzany jest casting do zespołu, Irys bierze udział, zaczyna śpiewać i... rozwala swoim głosem pół teatru. Dosłownie.
Bo widzicie, okazuje się że dziewczyna jest zaginioną księżniczką (oczywiście) z innej planety zwanej Ephedia. A jej głos jest wyjątkowy, bo czerpie z niego magiczną moc. O, i akurat szukają je dwie inne księżniczki, które chcą ją nauczyć jak tę magię opanować, żeby mogły pokonać złego, złego Gramorra.

Wedle początkowych założeń, magia dziewcząt miała się opierać głównie na śpiewie. Cieszę się, że zamienili to na kryształy.
Jak wspominałam wcześniej, serial jest wypchany po brzegi wygodnymi rozwiązaniami. Zły złol Gramorr nie atakuje księżniczek bezpośrednio tylko wysyła swoich pomocników. Dlaczego? Bo wygodnie jest uwięziony w zamku królewskim przez magiczną koronę.
Dlaczego Gramorr nie użyje magicznej korony, żeby się uwolnić i przejąć władzę? Bo w koronie brakuje Klejnotów Wyroczni, które zostały wysłane na Ziemię.
Jak odnaleźć Klejnoty Wyroczni? Same do ciebie przyjdą! Wystarczy komuś bezinteresownie pomóc, a Klejnoty się zjawiają tuż pod twoim nosem. Przy okazji uczymy widzów, że to dobre i warte naśladowania.
No dobrze, ale jak połączyć Klejnoty z koroną? Same znajdują drogą. Co za oszczędność czasu!
A skąd wiedzieć, że ktoś w pobliżu potrzebuje pomocy? Ano, wystarczy mieć magiczny naszyjnik, który mryga, gdy tylko ktoś taki przebywa w okolicy. Na przykład ten naszyjnik, który jest jedyną rzeczą, jaką macie po swoich biologicznych rodzicach.
A co jeśli jakiś złowrogi pomagier zechce was zaatakować? Spokojnie. Przecież macie magicznego kotka, który może was przenieść na iluzoryczną arenę - tam nie stanowicie zagrożenia dla cywili i nikt was nie przyłapie. Żeby nie trzeba było się przemęczać, magiczny kotek zmienia się też w skrzydlatego konia - szybki i praktyczny środek transportu.


Skoro to ustalone, potrzebna nam wymówka - żeby tłumaczyć dlaczego Irys sprowadziła do domu dwie koleżanki i ciągle siedzi z nimi w piwnicy, ćwicząc magię. Już wiem! Założymy zespół i nazwiemy go Lolirock! W następnej scenie dziewczyny mają już występ na scenie, przed masywną publicznością. Używają magii zamiast efektów specjalnych, ale jakoś nikt się nie orientuje, że te sztuczki są nieco zbyt profesjonalne jak na trzy nastolatki.

Dosłownie latają nad sceną! Jak możecie być tacy ślepi?!


U naszej głównej bohaterki - Irys - udało mi się doszukać jedną cechę charakteru. Jest ekstrawertyczna, otwarta na ludzi. W praktyce oznacza to, że zna wszystkich w mieście, co znacznie ułatwia to całe "pomaganie ludziom w potrzebie". Znaczy, poza tym jest też miła, pomocna, czasem wątpi w siebie, ale to już standard narzucony przez filmy z Barbie. Na szczęście jej towarzyszki są nieco ciekawsze. Wesoła, beztroska, nieco roztrzepana Auriana - jej kolorem jest pomarańczowy, motywem - księżyc, a styl walki skupia się raczej na obronie niż na ataku. Poważna, zdeterminowana i ambitna Talia - jej kolor to niebieski, motyw - diament, zaś podczas walki jest dokładna, zdyscyplinowana i rzuca najpotężniejsze zaklęcia. Niby niewiele, całkiem prosty zabieg z dwoma postaciami, które stanowią przeciwieństwa, ale od razu tworzy się dynamika między tymi bohaterkami. 


Fabuła skupia się na powtarzalnym schemacie: naszyjnik świeci, ktoś potrzebuje pomocy, pomagamy im, zwykle są jakieś komplikacje, osoba dziękuje, a my dostajemy magiczny klejnot w nagrodę. A na końcu jest koncert, który składa się z powtarzanych klipów. Jak sprawić, żeby coś takiego było ekscytujące?
Po pierwsze, rodzinna planeta księżniczek (pamiętacie? wszystkie są księżniczkami) nieco różni się od Ziemi. Jest królestwem w psuedo-fantasy otoczce. Kolorowe włosy, magia i tak dalej. Nie dostajemy zbyt wiele informacji o tym świecie, a szkoda - wydaje się ciekawym miejscem, z własną, zróżnicowaną kulturą, tradycjami, fauną i florą różną od ziemskiej. Najwięcej dowiadujemy się o magii, która jest całkiem oryginalnie rozwiązana - zaklęcia rzuca się za pomocą magicznych kręgów, a ma ona postać kryształów. Każda osoba może też przywołać swoją magiczną broń. Współpracując, można uzyskać znacznie lepsze lub ciekawsze rezultaty, więc zbiorowe ataki wypadają najlepiej.

Uuu, Śliczne.


A po drugie, mamy te dwie niecnoty:

To kłopoty!
On to Mephisto. Ona to Praxina. Bliźnięta.
Pracują dla Gramorra i mają za zadanie zniszczyć/pojmać księżniczki, znaleźć Klejnoty Wyroczni, generalnie być antagonistami. I, boy oh boy, sprawiają się świetnie w tej roli. To idealny miks groźnych, kompetentnych przeciwników z matołami. Potrafią rzucać bardzo potężne zaklęcia, tworzyć potwory, a jednocześnie, często zakładają głupie przebrania i odgrywają role, byle podjeść nasze bohaterki. Są inteligentni i tworzą przebiegłe plany, ale ich nieznajomość ziemskich obyczajów bywa komiczna. Jak ten odcinek w którym biorą chłopca-iluzjonistę za przepotężnego maga. To zabawne, kiedy bliźnięta się kłócą i robią na złość, ale są momenty w których dobrze widać jak się kochają i martwią o siebie. Mephisto jest trochę postacią komiczną, zamiast otwartej walki woli precyzyjne ataki z zaskoczenia. Z kolei Praxina uwielbia pokazywać swoją potęgę i preferuje bardziej bezpośrednie podejście. Świetnie się uzupełniają. Oglądając, zwróćcie uwagę jak zgrany stanowią duet - rzucając wspólnie zaklęcia, rozumiejąc się bez słów. 

To jeden z tych seriali, gdzie kibicujemy złoczyńcom.
Generalnie, sceny akcji są bardzo przyjemne. Irys, Auriana i Talia są zgrane i wysportowane - więc nie stoją tylko w miejscu strzelając kryształami. Walki są dynamiczne, urozmaicone, często bohaterki muszą się nakombinować, żeby pokonać nowego potworaka bliźniąt. I owszem, mamy kilka scen, które są kopiowane do każdego odcinka - chociażby końcowy atak Crystal Luxtra. Na szczęście twórcy wiedzą jak zachować umiar.

Muszę jeszcze napomknąć o muzyce - w końcu dziewczyny mają zespół, tytułowy Lolirock, a pod koniec każdego odcinka wykonują jakąś piosenkę. I te piosenki są... agresywnie bezbarwne. O przyjaźni, muzyce, bawieniu się. Prosta linia melodyczna, sztucznie brzmiące wokale. W oryginalnym francuskim jest niewiele lepiej. Wpadają też w ucho, a sceny koncertów są ładnie animowane. W skrócie - w zasadzie niegroźne. 

Generalnie, możecie mieć wrażenie, że to nie jest serial o którym warto pisać. Znaczy, mnie wciągnął bardzo, ale niekoniecznie to jakieś przełomowe dzieło, które zasługuje na atencję.
Ale
finał drugiego sezonu doprowadził mnie do łez.
Widać, że twórcy mieli o wiele bardziej ambitne plany na Lolirock, ale powstrzymywali ich producenci. Widać to jak na dłoni w ostatnich odcinkach - mamy dramę, rozdmuchane sceny akcji i kilka drażliwych pytań na które brak odpowiedzi.

Poza tym serial ma ogromną ilość materiałów dostępnych w Sieci. Jak na przykład:
Strona twórców pełna konceptów i ciekawostek zza kulis.
Całe mnóstwo scenorysów
Że nie wspomnę o całych odcinkach i licznych klipach - zarówno po angielsku jak i francusku.
Wiem, że wielu z Was interesuje się także tą techniczną stroną animacji, więc szczerze polecam zerknąć.
A dla całej reszty to idealny serial na odstresowanie. 
Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

1 komentarze:

  1. Rzuciłem okiem na kilka odcinków i całkiem przyjemnie się ogląda. Dzięki za rekomendację.

    OdpowiedzUsuń