Są różne powody by oglądać kreskówkę. Czasem to angażująca fabuła, innym razem interesujący bohaterowie. Czasem slapstick. Tym razem chodzi o otoczkę - wszystko dookoła serialu, niźli o jego podstawowe założenia. I nie ma w tym nic złego.
Widzicie, Moonbeam City powiela każdy możliwy motyw. Miasto ogarnięte przestępczością, skupiamy się na nieudolnej i brutalnej policji, nasz główny bohater, Dazzle, to niezbyt inteligenty ćwok i tak dalej. Jakikolwiek inny schemat przyszedł Wam teraz na myśl - tak, to też. I czasem to działa - niektóre fabuły są wystarczająco pokręcone, innym razem humor to nadrabia (patrz. w miarę normalny odcinek pierwszy), niemniej nigdy nie dostajemy niczego powyżej przeciętnej, zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i historie.
Ale jest też otoczka. Serial wygląda znakomicie, kolory są przepiękne, muzyka spaja całość w stylistyczną ucztę.
Czy to wystarczy, żeby ocalić serial? Na pewno nie wystarczyło, żeby dać mu więcej niż 10 odcinków, zanim Comedy Central go skasował. Biorąc pod uwagę, że w ciągu tak krótkiego żywota Moonbeam zdołał sflanderyzować własnych bohaterów - porównajcie Rada z pierwszego odcinka z odcinkiem, chociażby, ósmym - to była dobra decyzja. Ale dlatego uwielbiam animację - nawet jeśli serial nie wypalił, nadal warto było go stworzyć, spróbować. Nadal było tu wystarczająco dużo dobrych momentów - ot, twórcy pogubili się po drodze. Spróbujcie kilka pierwszych odcinków - są dobre. A kiedy dotrzecie do tych mniej udanych - nadal zostanie Wam tylko kilka w kolejce, więc nie stracicie wiele czasu na dokończeniu ich.
0 komentarze:
Prześlij komentarz