Neo Yokio

Mam jakieś kilkanaście rzeczy do napisania, kilka seriali do nadrobienia, kilka innych w kolejce. Ale Netflix wrzucił anime z Jadenem Smithem w roli głównej, więc sami rozumiecie.



Neo Yokio jest Nowym Jorkiem, ale w alternatywnej rzeczywistości. Rzeczywistości w której istnieją demony, a jedyną rodziną mogącą się ich pozbyć są potomkowie szczurołapów - zwani tu Magistokracją. Najmłodszym członkiem tej różowowłosej elity jest Kaz Kaan. Jednak zamiast przejmować się egzorcyzmami, Kaz ma większe problemy - życie towarzyskie wśród wyższych sfer, drogie ubrania, a przede wszystkim - prestiżowy Ranking Kawalerów, w którym nieustannie rywalizuje z arcyprzystojnym, złośliwym Arcangelem. 6-odcinkowy sezon pierwszy kręci się wokół egzorcyzmu na blogerce modowej Helenie oraz ich konsekwencjom - dziewczyna zaczyna odwracać się od uciech i luksusu, twierdząc, że Neo Yokio jest miastem zepsutym. Kaz dziwi się temu niezmiernie, nie mogąc zrozumieć jak można rezygnować z luksusowych marek i życia wśród śmietanki towarzyskiej.

Najlepsza postać w anime.
Serial celuje w bycie satyrą i pastiszem na życie klas wyższych. Główny bohater wybiera garnitury po dotyku, ceni marki i elegancję ponad wszystko inne, a kiedy jest smutny to chodzi na własny, jeszcze pusty, grób i na nim leży. Kulminacją pretensjonalności jest Ranking Kawalerów, którego wyniki wyświetla się w centralnym miejscu Neo Yokio, który jest aktualizowany w czasie rzeczywistym, a mieszkańcy traktują go jak największą świętość i wyrocznię. Wszystko to jest przesadzone ponad granice zabawności. To tak jak w BoJacku Horsemanie, kiedy młody BoJack opowiadał żart, a potem dopytywał "Rozumiecie? Bo jestem koniem. To jest zabawne, bo jestem koniem, jakbym nie był to nie byłoby zabawne. Ale jestem, więc to śmieszne.". I Neo Yokio doskonale zdaje sobie sprawę, że przesadza. Dlatego źródłem humoru nie stają się wpychane na siłę nawiązania do Sailor Moon albo Ranma 1/2 - o nie. Źródłem humoru jest cringe...
Tak, cringe - znany z internetowych memów i kwejka.
My, widzowie, mamy się śmiać z tego jak żałosny jest Kaz, jak wydumane są jego problemy, jak kiepsko jest zagrany, a jego kwestie boleśnie przesadzone. Mamy się śmiać z niezdarności scenariuszy. Brak logiki w tym serialu jest zamierzony. I wiecie co... Ja to nawet kupuję.

Przeglądanie towarów wyłącznie po dotyku jest inspirujące.
Tym lepiej będziecie się bawić, jeśli znacie Jadena Smitha. Jego publiczny wizerunek (trudno mi pisać o tym jaki jest naprawdę) składa się z bycia rozpieszczonym synem Willa Smitha, którego ojciec próbuje uczynić supergwiazdą (patrz. After Earth) oraz z egzaltowanych twitów, takich jak ten:

Chłopak musi sobie świetnie zdawać z tego sprawę, bo w serialu dostajemy tego końską dawkę. Dialogi Kaza sprawiają, że wywracałam oczami często i gęsto. Nawet aktorstwo Jadena wydaje się być celowo kiepskie - słychać znaczne różnice pomiędzy pierwszymi kwestiami w pierwszym odcinku, a późniejszymi dialogami. Zresztą, w parze z tym idzie zamierzonie przeciętną animacją - wygląda trochę jak starsze anime zwłaszcza w projektach postaci. Zbyt dopieszczona strona graficzna odstawałaby jakością od reszty, a nieco niezdarnie zanimowani bohaterowie i zła synchornizacja ruchu ust z dialogami tylko podkreślają komizm.Wszystko to z mrugnięciem oka do widza - mrugnięcie przybiera tu formę tzw. panty shot zaraz w pierwszej scenie serialu.

Sorki koledzy, ale ledwo udaje mi się nawigować przez piekielną odchłań pomiędzy śniadaniem a obiadem.
Problem zaczyna się, gdy kreskówka mierzy się z Poważnymi Tematami. I chce je brać Lekko ale Na Serio. Przede wszystkim, mamy tu temat podziałów klasowych. Przykładowo,

---spoilery do końca akapitu---

w finałowym odcinku, odbywa się wyścig poprowadzony przez różne dzielnice Neo Yokio - również te, zamieszkane przez biedotę. Jednak najwyraźniej nikt o tym mieszkańców nie poinformował, bo gdy Kaz pędzi bolidem po ciasnych uliczkach, odziani w łachmany ludzie uciekają przez nim w popłochu, chowając stragany z pieczonymi szczurami. W pewnym momencie tłum obdartusów rzuca się na pojazd z pałkami, krzycząc hasła jak "my tu umieramy!". Jest to pierwszy i jedyny moment w którym dostajemy wgląd na tą stronę Neo Yokio. Mało subtelnie, przyznacie?
Jeszcze gorzej wypada wątek kolegi Kaza - Lexy - który zostaje zmieniony w dziewczynę i wpleciony w bycie partnerką Kaza na wieczór. Nasz protagonista przebiera kumpla w drogie ciuchy, prosi, aby ten się nie odzywał, bo zdradzi go wciąż męski głos, a potem robi wyrzuty, że nie zachowuje się jak dziewczyna powinna. Lexy co prawda strzela mu za to ostrą mówkę... ale sam najpierw wykorzystuje swoje nowe, atrakcyjne ciało, żeby wyrywać dziewczyny. Może przekaz miał być taki, że oboje są bucami. Ale reżyseria wyraźnie wskazuje, że tylko zachowanie Kaza było niedopuszczalne.

Moja ulubiona rzecz w wypowiedziach Kaza to używanie słowa "depresja" na określanie chwilowego przygnębienia. 

To do czego biję, to to że twórcy nie wiedzą jak przekazać to, co przekazać chcą. Czuję się, jakbym oglądała parodię elit, robioną przez elity, które nie znają nic poza swoim światem. Jednocześnie trudno to krytykować, bo autorzy stworzyli sobie idealną wymówkę - skoro to parodia, wyolbrzymienie, również kiepskie scenariusze są celowo niezdarne. To przecież tylko taka satyra na mówienie o rzeczach, o których nie ma się pojęcia albo dość taktu, by robić to dobrze. Pozostaje tylko wyłączyć mózg i się dobrze bawić. Ja zastosowałam taką technikę i rzeczywiście, spędziłam kilka moich chwil. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy zapominać o negatywnych aspektach serialu, rozmawiać o nich. Kilka memów nie jest wystarczającym immunitetem na niezdarnie wprowadzane wątki z terroryzmami i transfobią.

Mimo wszystko, nie zasługujesz na pozytywną recenzję, serialu.

Warto zobaczyć Neo Yokio, chociażby po to, aby zobaczyć do jakiej formy mutuje nam obecnie parodia. Mutuje, bo ewolucja polegałaby na wprowadzaniu niewielkich zmian w celu ulepszenia gatunku. Tutaj celowo zrobiono wszystko źle i poszło to twórcom tak dobrze, że rzeczywiście otrzymali kiepski produkt. Poza naukową ciekawością i kilkoma śmieszkami, trudno mi znaleźć powody dla których chcielibyście obejrzeć ten serial. W wersji instant, przescrollujcie sobie po śmiesznych gifach na tumblrze pod tagiem "neo yokio". Jeśli jednak zdecydujecie się na pełen seans, wyłączcie najpierw swój mózg. 

Więcej twitów Jadena tutaj.
Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

3 komentarze:

  1. Z tego co wiem, nie interesujesz się zbytnio anime, to amerykańska produkcja na zlecenie, ale robiona w stylu i formie anime (kiepska, bo kiepska) i mająca parodiować gatunek. W jaki sposób więc wyłapałaś parodię, skoro oglądałaś jedynie Sailor Moon, a poza tym masz skojarzenie bardziej jakie są stereotypy o anime? Przepraszam jeśli zabrzmiałam jakbym się czepiała, nie to miałam na myśli. Po prostu mnie to ciekawi jak "załapałaś" parodię, nie oglądając za bardzo tego co ma parodiować. Sama nie oglądam anime.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, jakie czepianie - słuszna uwaga.
      Piszę tylko o Sailor Moon, ale to nie znaczy, że to jedyne anime jakie oglądałam. Przyznaję jednak, że pewną część wiedzy na temat animacji, także tej japońskiej, czerpię niebezpośrednio - a przez cudze analizy, artykuły, opracowania. Byłoby idealnie, gdyby mogła wszystko nadrabiać sama, ale to niewykonalne. Wyłapałam tyle rzeczy na ile pozwala mi obecna wiedza. A jak tak czytam inne opinie o Neo Yokio to sporo mi umknęło.
      Postaram się następnym razem podkreślać, na czym opieram swoje spostrzeżenia.

      Usuń
  2. Łał... tak obszerny tekst, który (wg mnie) wyraża jedynie jak bardzo nie czujesz doskonałości i wyszukania smaku twórców tego serialu...(zresztą jak większość populacji tej planety...soł seed...) Oglądałem ten serial jakiś rok temu, dziś wracam do niego z wielką przyjemnością i myślę że tak już zostanie. Natknąłem się na twojego bloga i przez chwilę myślałem że trafię na kogoś kto czuje podobnie...cuż. Piszę "czuje" a nie "myśli" bo właśnie w tym tkwi sedno autentycznego odbioru dzieła (wszelkiego typu). Mnie nigdy nie interesowały te wszystkie analizy ani słupki popularności, przecie jaki koń jest każdy widzi (?) Neo Yokio (dla mnie) jest w zasadzie serialem absolutnie bezprecedensowym pod każdy względem, miksturą doskonale przyrządzoną, wyrafinowaną i wysmakowaną a przy tym lekką i odprężającą. Nie ma w niej choćby cienia nieudolności Twórców w żadnej z poruszanej przez Ciebie kwestii ani w każdej innej. Wręcz odwrotnie dobór stylistyki retro anime, wyśmienite aktorstwo (i to nie byle jaka obsada), wysmakowane pomysły, dawka absurdu, nihilistyczna dekadencka postawa Kaaza (świetnie zagrana postać przez Jadena), wszystko w punkt, mógłbym tak dalej...dla mnie czysta przyjemność...Po obejrzeniu pierwszego sezonu byłem ogromnie zawiedziony faktem że kolejnych już nie będzie, że ludzie tego nie skumali itd. w stanach ten serial leciał o jakieś 4 nad ranem czy coś w ten deseń...czasem myślę że takie produkcje stają się ofiarami własnego mistrzostwa i absolutnie bezpretensjonalnej i oryginalnej formy. Ludzie lubią te porównania i odniesienia czują popularność lubią być w grupie i lubią lubić to co lubi większość, liczą się też ze zdaniem innych, wszystko trawią mózgiem a nie sercem, stracili autentyczność własnych jednostkowych doznań bez oglądania się na zdanie innych. Ten serial nie sili się krytykę ani bogatych ani biednych ani transseksualistów :O to raczej zwykła satyra na świat, trochę smacznego nihilizmu i absurdu dodaje całości zabawny charakter. Jeśli miałbym silić się na jakieś uogólnienie o czym jest ten serial, rzekł bym że: jest to serial o wyczuciu smaku, jak widać dobry gust jest na wagę złota a naprawdę wartościowe rzeczy często mało kto docenia, tyle przecie tandety nas na codzień bombarduje...
    Pozdrawiam (sorry za dosadność ale poczułem, wyjątkowy zew dla obrony honoru Neo Yokio :D)

    (hmm...czuję się taki wyjątkowy że tak to widzę i czuję :D )

    OdpowiedzUsuń