Hercules - serial telewizyjny od DIsneya.

Gdybym miała wskazać moją ulubioną youtuberkę to byłaby to Lindsay Ellis. Jej materiały o filmach są nie tylko zabawne i łatwe w odbiorze, ale też napakowane informacjami i cennymi uwagami. Więc jeśli Lindsay wspomniała kilkukrotnie, że uwielbia serial, który Disney stworzył jako midquel do swojej wersji Herculesa to i ja musiałam go obejrzeć.
I znowu moja faworytka mnie nie zawiodła.



Jeśli widzieliście disneyowskiego Herculesa z 1997, przejdźcie do następnego akapitu. Jeśli nie, fabuła to w skrócie mieszanka greckiego mitu i masy odniesień do popkultury. Herkules jest tu synem najwyższych bogów greckich, Zeusa i Hery, którzy są szczęśliwą rodzinką, w przeciwieństwie do mitologii. Ale zły, zły bóg śmierci Hades chce przejąć władzę na Olimpie. Przepowiednia mówi, że to Herkules go pokona, dlatego Hades próbuje wysyła swoich pomagierów, żeby zrobili dzieciaka śmiertelnym, a potem zabili. Pierwsze się udaje, drugie niekoniecznie. Więc mały Herkules, chcąc zyskać status boga, musi zostać herosem. Po drodze są potwory i żartobliwe nawiązania do współczesności, a nasz Herk pozna też prawdziwe znaczenie słowa "bohater".

Wyszukiwanie obrazków do serialu, a nie do filmu, było mordęgą.
Akcja serialu dzieje się pomiędzy 30 a 33 minutą filmu - kiedy Herkules trenuje, aby zostać herosem, jednocześnie ucząc się w ateńskim, antycznym odpowiedniku liceum. Bo nic nie woła "przygoda" jak liceum. Do klasy z Herkulesem uczęszczają takie sławy jak Helena Trojańska, Adonis, jedna z Amazonek, a także najlepsi przyjaciele Herka - wyrocznia Cassandra i Ikar. Tak, najwyraźniej Ikar przeżył swój upadek, tylko przysmażyło go trochę, więc wygląda dziwnie. Przygody Herkulesa to klasyczny miks nastoletniej dramy i potworów tygodnia, gdzie garściami czerpie się z antycznych mitów, ale nigdy nie traktuje kanonu poważnie. Głównie dlatego, że mitologia grecka jest pełna okropnych rzeczy, których nawet nie wspominam, bo chcę utrzymać ten blog PG13.

To jest amazonka Tempest i jest najlepsza.
Widzę ten serial przede wszystkim jako radochę dla twórców. Świat greckich mitów jest ogromny, więc dłuższy format pozwala nam zobaczyć więcej tego świata. Poznajemy przede wszystkim bogów olimpijskich, których fantastyczne projekty marnowały się w tych 10 minutach filmu jakie dostali w oryginale. Nigdy dość Hadesa, a James Woods, powraca do roli w której czuje się jak ryba w wodzie, niemniej każdy bóg dostaje chociaż jeden odcinek dla siebie. Mnie oczywiście najbardziej cieszy zwiększona ilość Hermesa, chociaż zrobili z niego Zazu z Króla Lwa - tylko wyluzowanego i jakieś 200% sprytniejszego. Powracają też Muzy, których piosenki stanowią zarówno ekspozycję jak i zabawny przerywnik. Po raz kolejny łamią czwartą ścianę, wykłócając się narratorem - który tym razem ma nie tylko nieco większą rolę, ale też imię. Narrator nazywa się Bob.

Mój piękny boi.
Chyba najlepszą stroną tego serialu są złoczyńcy. Widzicie, Hades w greckiej mitologii jest całkiem spoko gościem. Jak na tamtejsze standardy, oczywiście. I chociaż bóg śmierci dostaje kilka odcinków w których pełni rolę antagonisty, a czasem zdarzy się też straszny potwór, głównym źródłem kłopotów pozostaje to co zawsze - pycha bogów. Tak, to właśnie bogowie robią najwięcej zamieszania - albo posyłają Herkulesa, aby załatwił im coś cennego, albo zrzucają na jego barki sprzątanie po bałaganie jaki narobią. Szczególnie uciążliwe skutki ma ciągła rywalizacja między Aresem, bogiem wojny, a Ateną, boginią mądrości.
(swoją drogą, czy jest sens, aby dopisywała kim są ci bogowie? założę, że jest sens. na wszelki wypadek)
Za każdym razem, gdy pojawia się Afrodyta, grana jest jej piosenka. 
No dobrze, rozpisałam się o całej otoczce, ale jak wypada sam serial?
Jest dobry.
Jakość samych rysunków jest bardzo różna - czasem animacja szwankuje, zwłaszcza, gdy mamy do czynienia ze scenami walki. Wyraźnie widać, że cięto budżet przy niektórych odcinkach, żeby poświęcić więcej uwagi tym bardziej wymagającym epizodom. Nie będę na to narzekać, bo to częsta praktyka, a efekt się opłacił - gdy animacja jest dobra to... nadal nie jest jakąś wyżyną sztuki animacyjnej. Ale ogląda się miło. Scenariusze są dowcipne, większość humoru bierze się z przekładania współczesnych idei na rzeczywistość antycznej Grecji. Dobrym przykładem jest Hades, który prowadzi swój świat podziemi jak korporację, gdzie liczą się wyniki aka. ilość nowych dusz, co szczegółowo omawia się na kwartalnych spotkaniach.

Serial to przede wszystkim szkolna drama o dorastaniu. Tylko, że w starożytnej Grecji, wszystko było nieco bardziej skomplikowane - wiecie, potwory, umieranie na grypę, te sprawy.
Dialogi są napisane fantastycznie i właśnie słowne potyczki są tu najzabawniejsze. Bohaterowie przerzucają się drobnymi złośliwościami, ale wspierają wzajemnie. Mamy więc Ikara, nadpobudliwego, nieco świrniętego najlepszego kumpla. Obiektem jego adoracji, ale też przyjaciółką jest Cassanrda - wyrocznia, której spontaniczne wizje są zawsze pesymistyczne. Do tego gburowaty trener, rozpuszczony książę, agresywna wojowniczka, takie tam. To, że bohaterowie są zbiorem schematów, które zawsze widujemy w tego typu produkcjach odbija się bardzo źle na wiarygodności serialu. Widzicie, nikt tutaj nie ukrywa, że Herkules jest synem Zeusa i Hery - najważniejszych bogów. Ktoś taki powinien być popularny - jeśli nie z szacunku do bogów, to po to, aby nie sprowadzić sobie przypadkiem ich gniewu na głowę. Ale nie tak działają kreskówki - dlatego Herk jest niezdarny, mało popularny i bardzo rzadko korzysta z argumentu "Ale mój ojciec to Zeus". Cóż, brawa dla niego za to ostatnie.

Był nawet crossover z Alladynem.
Skoro przeczytaliście poprzednie paragrafy możecie pomyśleć, że ten serial nie brzmi jak coś wyjątkowego. I słusznie pomyślicie, bo tak nie jest. Dobrze napisany, z fajnymi portretami bogów olimpijskich i piosenkami, ale ostatecznie nic wielkiego. Od wielkości dzieli go jakość animacji oraz przeznaczenie - to miała być kreskówka puszczana w sobotnie poranki, żeby przypomnieć dzieciom, że Herkules był fajnym filmem i powinny namówić rodziców, żeby kupiły go na VHSie. Ale twórcy postarali się, żeby ta kreskówka była chociaż przyjemna rozrywką. A nie ma nic złego w sprawianiu ludziom uśmiechu przez 22 minuty.

Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

2 komentarze:

  1. Trikter, chora jestem, poratujesz postem ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie. D: Wracaj szybko do zdrowia. Zaraz się zabiorę za pisanie.

      Usuń