Możecie kojarzyć tę historię. Miles Morales to zwyczajny chłopak z Nowego Jorku (Brooklinu dokładnie). Pewnego dnia ukąsił go radioaktywny pająk, dając mu niesamowite moce. Teraz jest znany jako zamaskowany przyjaciel z sąsiedztwa - Spider-Man. Problem w tym, że miasto ma już jednego Spider-Mana. A niedługo potem zjawia się ich jeszcze kilku. I tu się sprawy zaczynają komplikować.
Fabuła tego filmu to.... orgin story. I wszyscy w filmografii są już zmęczeni tym schematem, zwłaszcza, że superbohaterów w kinie jest mnóstwo ostatnimi czasy. Aby odwrócić od tego naszą uwagę, Sony dorzuca nam jeszcze z pół tuzina innych Spidermanów, którzy swoje orgin story mają za sobą. Albo przed sobą, bo podobno chcą robić o nich filmy później. Nieważne, grunt, że można przejść do konkretów, podczas, gdy Miles Morales spokojnie dojrzewa do bycia Spider-Manem swojego wymiaru.
Może niekoniecznie spokojnie. W końcu to film akcji. I byłam zaskoczona ile brutalnych scen znalazło się w filmie.
Plus za realizm - najlepiej jest ratować multiwersum w wygodnych ubraniach, które nie krępują ruchów. Zabrał bajgla! |
Mając tyle wcieleń Spidermana w jednym miejscu, możemy lepiej dostrzec o co chodzi z tym "każdy może przywdziać kostium, każdy może być Spidermanem". |
No dobra, ale przejdźmy do crèam de la crèam tej produkcji.
Kojarzycie, że Pixar próbuje uczynić swoją animację jak najbardziej realistyczną. Pojedyncze włoski, które układają się jak żywe, woda poddająca się prawom fizyki. Albo jak w Disneyu nakładają ludziom zielone kropki na twarz, żeby CGI wyglądało naturalnie obok prawdziwych aktorów. Spider-Man mówi "Chrzanić to!". Ruchy nie zawsze są idealnie płynne. Fryzury czy elementy garderoby składają się często z jednolitej bryły, na której dorysowano parę kresek. A zamiast się bawić w dobieranie tekstur, tak, aby naśladowały to co mamy w prawdziwym życiu, postawiono na abstrakcyjne paski czy kropki, naśladujące komiksowy styl cieniowania.
Widzicie kropki na taksówce? |
Oglądając film warto zwrócić uwagę na kompozycję kadrów, zwłaszcza w scenach gdy bohaterowie chodzą po ścianach budynków jak po ziemi. I na muzykę. Przyznam, że denerwowało mnie używanie kawałków z tekstem śpiewanym w kilku dramatycznych momentach - wolałabym wtedy bardziej standardową muzykę instrumentalną. Ale sam dobór ścieżki dźwiękowej zasługuje na uwagę i przynajmniej przesłuchanie soundtracku.
W filmie często wyskakują dymki komiksowe albo linie podkreślające tempo akcji. |
O, i uważajcie, żeby ta żywa paleta kolorów filmu was nie zwiodła. Film nie jest w 3-D. Ja też miałam takie wrażenie przez pierwszych kilka chwil.
"I byłam zaskoczona ile brutalnych scen znalazło się w filmie."
OdpowiedzUsuńNie tylko ty. Podsumowując muszę przyznać, że nie spodziewałem się, aż tak wysokiego poziomu brutalności. W ogóle muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego ile razy będzie się pojawiał motyw śmierci.
W kwestii oprawy to jest najlepsza rzecz jaką widziałem obok nowych Kaczych Opowieści i kolejny przykład na to, jak fantastycznym narzędziem w dobrych rękach jest stylizacja. Za kontr przykład niech służy Dragon Prince. I te kolory, i te różne style animacji, i ta komiksowość. Po prostu ten film tak siadł w moje gusta, a personalnie jakoś produkcje superhero niezbyt mnie kręcą.
W ogóle uwielbiam design postaci w tym filmie, zarówno pod względem wizualnym (Spider-Gwen, Spiderman Noir, Dr. Octopus), jak i dźwiękowym (Prowler i ten jego ryk w soundtracku robi taką niesamowitą robotę... Po prostu uwielbiam.)
Ale i tak najbardziej epicką postacią pozostanie ciocia May.
Ps. I ta scena po napisach <3. Warto było przecierpieć te 20 minut reklam przed seansem dla tej sceny.