7 października swoją premierę miała książka Leszka K. Talko i Karola Vesleya Królowie Bajek. Opowieść o legendarnym studiu filmów rysunkowych. Pod tym tytułem mogłyby się kryć przynajmniej trzy polskie placówki, ale w tym wypadku chodzi o SFR w Bielsku-Białej. W sumie, znalazłam tę książkę, szukając innej pozycji wydanej w Bielsku - ich katalogu, który niegdyś trafił na aukcję WOŚP. I byłam zaskoczona. Mało jest pozycji, które traktowałyby o polskiej animacji w innej formie niż akademickie podręczniki. A szkoda, bo najwyraźniej jest to fascynujący temat.
Książka ma formę krótkich tekstów - kilka do kilkunastu stron - uporządkowanych mniej więcej chronologicznie. Mniej więcej, bo niektóre afery ciągnęły się przecież latami, a niektórzy animatorzy musieli uzbroić się w cierpliwość, czekając na swoje pięć minut. Przez to, wiele rozdziałów stanowi zamkniętą całość, anegdotę, którą możecie zabłysnąć w towarzystwie. Nic się nie sprawdza na podryw jak gadka o wieczorynkach, prawda? To bardzo przyjazna forma, dobra do czytania fragmentami np. w pociągu do pracy. Zwłaszcza, że styl pisania jest bardziej przystępny niż większości polskich książek o animacji. A uwierzcie, mam ich troszkę i większość używa mieszaniny języka akademickiego z subiektywnymi opiniami.
Tak porównując książkę do innych pozycji na polskim rynku, warto też zauważyć, że skupia się ona na komercyjnych produkcjach Studia. Na wieczorynkach, powszechnie znanych "bajkach dla dzieci". To może się wydawać oczywiste, ale uwierzcie mi, że większość literatury woli się skupiać na festiwalowych krótkometrażówkach, awangardowych produkcjach dla dorosłych. Niewątpliwie pięknych, które przynosiły polskiej filmografii liczne nagrody, ale - nie oszukujmy się - mało znanych. Pod tym względem Królowie Bajek wypełniają pewną lukę. Nie dość, że skupia się na mainstreamie, to jeszcze ujmuje ją w przystępną formę.
No dobra, rozpisałam się, że książka taka lekka, ale jest jedna rzecz, która sprawiała mi kłopot - pełno w niej nazwisk. Należało się tego spodziewać, nie wiem czemu mnie to dziwi. I są to ciekawe persony, nie powiem, ale przez to pojawiają się pewne uproszczenia. Jest koleś, co grał w Lotka, ten co podkładał głosy ptakom i babeczka, która zatrzymywała pociągi. Niektóre z tych postaci pojawiają się na jeden rozdział i nic o nich potem nie słyszymy.... czytamy? Powód jest oczywisty, inaczej byłoby za dużo bajzlu, ale warto mieć ma uwadze, że obraz studia, rysowany w książce, jest wybiórczy. A szkoda, bo chciałabym się dowiedzieć coś więcej o niektórych osobach. Cieszę się natomiast, że poruszono temat kobiet w Wytwórni. A właściwie ich braku.
W książce brakowało mi tylko jednego tematu - relacji SFRwBB z innymi studiami animacji z tamtego okresu, takimi jak Studio Miniatur Filmowych w Warszawie czy łódzki Se-Ma-For. Wszystkie trzy prężnie działały w latach świetności polskiej animacji i jestem ciekawa jak Bielsko wypadało na tle konkurencji. Czy panowała zacięta rywalizacja? A może pracy były tyle, że każdy robił swoje?
Kto wie, może o pozostałych studiach dowiemy się w kolejnych książkach. Bo, jestem pewna, w takiej formie jaką serwują nam panowie Talko i Vesley, ten temat zainteresuje każdego. Serdecznie polecam tę pozycję nawet tym, z moich czytelników, których niezbyt ciekawią kreskówki "z lamusa". Myślę, że jeśli poznacie ich historię, dowiecie się w jakich okolicznościach powstawały, spojrzycie na pozycje z PRLu w zupełnie inny sposób.
Moja recenzja ostatniego filmu SFR z Bielska-Białej Gwiazda Kopernika.
0 komentarze:
Prześlij komentarz