Znowu podcasty, gdzie ludzie grają w rpg?

Pamiętacie, że uwielbiam podcasty bardzo?
A może czytaliście wpis trzeci, o tym jak szukałam czegoś, co wypełni dziurę w moim sercu po finale The Adventure Zone Balance? Pod koniec tamtego posta zawyrokowałam, że znalazłam dla siebie idealny podcast - Spagoots Realms. Był zabawny, ciekawy i miał dobrą chemię między graczami. Z naciskiem na "był" bo po tamtym wpisie powstały jeszcze z dwa odcinki i projekt anulowano.... cóż
Poszukiwania trwają nadal. Oto na co natrafiłam na swojej drodze...



Bombarded
Powszechnie wiadomo, że najlepszą klasą w Dungeons&Dragons jest bard. Z oczywistych powodów.
Więc co powiecie na drużynę złożoną z samych bardów? Troje młodych adeptów kolegium, pod okiem swojego nauczyciela i mentora, Symbola. Jako Chaos Sauce stawiają pierwsze kroki w bardzim rzemiośle, uczą się fachu i mają bardzo głupie pomysły. Swoją drogą, każdy z bohaterów ma też kilka poziomów z innej klasy, z tym zastrzeżeniem, że nie są w tych rzeczach zbyt dobrzy. Mój ulubieniec to Raz'ul, syn Daz'ula, który może się zmieniać w zwierzęta, ale nie kontroluje tego jakie zwierzę to będzie. 
Sam koncept jest dobry, ale to co naprawdę wynosi Bombarded na wyższy poziom to fakt, że gracze sami są muzykami, mają swój zespół - Lindby - a sam podcast jest dla nich swego rodzaju reklamą. A wiecie co to oznacza? SĄ PIOSENKI! W każdym odcinku nasi gracze rzucają kośćmi, losują akordy i na szybko piszą jeden lub więcej utworów. Nie powiem, żeby za każdym razem były to niesamowite kompozycje, ale nawet to nadaje doświadczeniu pewnego autentyzmu - więc kiedy ich nauczyciel ich karci i poucza, nie bierze się to z niczego. Początkowo nasi bohaterowie nie znają jeszcze wszystkich prawideł muzyki, więc ich arsenał jest ograniczony, ale to oznacza, że my - słuchacze - dostajemy przy okazji małą lekcję teorii muzyki. Ale zapewniam, że nie jest to nachalne i nie odbiera frajdy.

Okładka albumu, który zawiera niektóre utwory, powstałe na potrzeby podcastu. [link]
Nawet jeśli główna fabuła nie wciągnęła mnie jakoś niesamowicie, to warto chociaż rzucić... uchem, na ten podcast. Złapiecie się potem na nuceniu piosenki z odcinka 8. Gwarantuję.
W sumie największym problemem Bombarded jest, niestety, bardzo istotna rzecz czyli sama historia. Ani postacie graczy nie jawią się jako specjalnie interesujące, ani opowieść, którą snuje DM (Dungeon Maestro) nie intryguje jakoś szczególnie. Są tutaj dobre pomysły i oryginalne koncepty, ale zdają się one pływać w historii jak uszka w barszczu. Co sprawiło, że ostatecznie porzuciłam Bombarded po kilkunastu odcinkach. Nie żałuję chwili spędzonych z bardami, ale jakoś nie nęci mnie, żeby śledzić ich dalsze przygody. Cóż.


Not Another DnD Podcast
Widać po tytule, że ci ludzie wiedzą w co się pakują... 
I nie są to zupełnie przypadkowi ludzie. Bardzo możliwe, że znacie ich z Collage Humor i z Drawfee. Czyli z Internetu generalnie. To komicy, aktorzy, ludzie, którzy żyją z tworzenia historii i z bycia śmiesznymi. Idealna ekipa by nagrywać podcast o DnD.
Historia jest następująca - grupka Legendarnych Bohaterów uratowała świat, zabiła złego demona i... zniknęła. Pozostawiając za sobą masę problemów z którymi trzeba się teraz uporać. No bo jednak, kiedy zgładzi się bandytę, który terroryzował miasto, mogą wyniknąć walki o władzę wśród lokalnych gangów. A jak się zgładzi króla zła i zostaje okrzykniętym bohaterem to sława potrafi uderzyć do głowy, z marnymi skutkami. Czasem lepiej nie spotykać swoich idoli.
Ze wszystkich dzisiejszych pozycji ta jest najbardziej "klasycznym" fantasy. Są smoki, rycerze, skakanie między światami i inne zabawy. Świeżości dodają temu dwie rzeczy. Pierwsza to jak ciekawie zbudowany jest ten świat. Owszem, nie pierwszy raz spotkałam się z piekłem składającym się z 7 kręgów albo złymi, niedobrymi kultystami (czy byli kiedyś dobrzy kultyści?). Ale w tej grze biorą udział komicy, którzy każdą groźną rzecz potrafią zamienić w żart, a potężne zagrożenie pokonać w najbardziej niedorzeczny i komiczny sposób. Ukłon należy się tutaj zwłaszcza Emily Axford, graczki przed którą drżą Mistrzowie Podziemi. Ta, która walczy z bogami za pomocą cantripów. Królowa Grzybów czyli Moonshine Sabin. Kochająca dla swoich bliskich i bezlitosna dla wrogów. Absolutny chaos jaki Moonshine rozsiewa niczym swoje zarodniki nie da Wam się nudzić.
A jej towarzysze są równie ciekawi. Hardwon Surefoot (w tej roli Jake Hurwitz), człowiek wychowany przez krasnoludy, zwany też często "wysokim krasnoludem", który bardzo chce być fajny, ale różnie wychodzi. No i mój faworyt, grany przez znanego z Drawfee Caldwella Tannera, Beverly Toegold Piąty. Lat 15, harcerz trenujący na palladyna, zawsze mówi "proszę" i "dziękuję". Potrafi zdekapitować dorosłego mięśniaka jednym ciosem. Ze wszystkich postaci z licznych podcastów o RPG, które przesłuchałam, tą uważam za najlepiej poprowadzoną. Osobista podróż Beverly'ego, to jak się zmienia jego charakter oraz sposób odegrania tej postaci przez Caldwella jest przecudowny. Wkłada on w swoją postać mnóstwo wysiłku i to słychać. Kurde, on nawet piosenki swojemu chłopcu pisze. To jest poziom zaangażowania warty odnotowania.


Na największy podziw zasługuje jednak zdecydowanie Mistrz Gry - jak chyba zresztą zawsze. Brian Murphy pięknie opisuje świat Bahumii, robi zabawne głosy i chętnie korzysta z żarcików swoich graczy, tworząc zapadające w pamięć postacie. Ale to co najbardziej podziwiam w jego warsztacie to to jak tworzy sceny akcji. A te są szalenie trudne do zrobienia w podcastach rpg. Teoretycznie na każdą akcję przypada kilka sekund, ale opisanie tych kilku sekund często zajmuje parę minut. Nie pomaga też brak wizualnych podpowiedzi. Najlepiej można to porównać do opisów potyczek w książkach, ale nawet w książce możemy sami dyktować sobie tempo. Dlatego prowadzenie Briana Murphy'ego tak pozytywnie się wyróżnia - jestem szczerze zaangażowania w jego opisy walk. Często wymyśla on własne mechaniki na potrzeby mniej konwencjonalnych starć. Takich jak... wyścig snowboardowy. Albo, niemal dosłowny, konkurs w szukanie igły w stogu siana. Jednocześnie, słychać, że Murphy doskonale zna grę i potrafi z niej wycisnąć maksimum potencjału. Po tylu podcastach z DnD nie sądziłam, że nauczę się tyle o mechanice i wprowadzaniu bardziej "zaawansowanych" elementów.
Nie żeby było trudno mi zaimponować, bo jestem noobem, no ale...


Podcast ma równo 100 odcinków, czyli niemało, jednak mają one szybkie tempo i czas leci przy nich jak z bicza strzelił. Twórcy dbają też o to by regularnie urozmaicać nam przygodę takimi sprytnymi wybiegami jak występy gościnne czy nowe postacie... i nie chodzi mi tylko o NPC.



Dungeons&Daddies
Moją absolutnie najukochańszą rzeczą w tych wszystkich podcastach jest to, jak diametralnie różne potrafią być kampanie do - jakby nie patrzeć - tej samej gry. A ze świecą szukać czegokolwiek co przypominałoby Dungeons&Daddies. Wbrew nazwie, nie jest to podcast o BDSM (zazwyczaj). Śledzimy w nim losy czterech ojców z naszego świata (aka. USA, XXI wiek), którzy przypadkowo trafili do znanego z DnD świata Zapomnianych Krain. Wraz z nimi, przenieśli się tam ich synowie, których natychmiast porwano. No to wypadałoby ich uratować co nie.
Zdecydowanie jest to najzabawniejszy ze wszystkich podcastów rpg jakie miałam przyjemność słuchać - a ta poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko. Mam na swojej liście dzieła McElroyów i ludzi z College Humor.


Za D&Dads również stoją profesjonalni ludzie od opowiadania historii. Scenarzyści, z czego Freddie Wong, który znalazł się na liście 30 under 30 Forbesa.
Co lepiej, bardzo im zależy na tym by rozśmieszać siebie nawzajem. A to gwarantuje najlepszy możliwy poziom humoru.
No dobra, może niekoniecznie "poziom". Bowiem, mam podejrzenie graniczące z pewnością, że ten podcast powstał jako pretekst do robienia dad-joke'ów. A jak wiadomo, ojcowskie żarciki to zazwyczaj suchary. W tej rozgrywce zadają one k4 obrażeń mentalnych.
I chociaż tatuśkowie próbujący zrozumieć czym jest Fortnite i rozprawiający o samochodach są karykaturalnie zabawni, byłam zaskoczona jak skomplikowanymi postaciami grają autorzy. Ich relacje z własnymi dziećmi, resztą rodziny czy nawet ślady jakie zostawiła na nich przeszłość - wszystko to zostało przemyślane i Mistrz Gry dba o to, by karty były stopniowo odsłaniane.

A potem robią fantasy grilla, śpiewają kolędy i mierzą się z telemarketerami, którzy próbują ukręcić jakiś szwindel.
Gdybym miała wyrysować graf, pokazujący jak skaczemy między łzami wzruszenia a łzami śmiechu to byłaby to dosyć gęsta sinusoida, to próbuję napisać.
Szczerze mówiąc, walczę ze sobą, aby nie przygnieść Was masą przykładów absurdalnych sytuacji, na które natrafiają nasi bohaterowie. Ale nie chcę psuć zabawy.

Grupka zrobiła też mini-kampanię w grze Zew Cthulhu, co było bardzo głupim pomysłem zważywszy, że gra jest horrorem. A wrzucenie tej bandy dzikich scenarzystów do gry grozy, w dodatku kręcącej się wokół tworzenia filmu... tworzy prześmieszny efekt. Co raczej nie było założeniem twórców systemu Zew Cthulhu, więc tym bardziej to szanuję. Poza nabijaniem się z gałęzi przemysłu w której pracują, gracze wykorzystują osadzenie akcji w latach 30, aby wyszydzać ówczesne uprzedzenia oraz swoją, raczej nikłą, znajomość tej epoki. Strasznych momentów jest kilka, ale nie są one jakoś szczególnie szokujące - a pisze to osoba o wyjątkowo słabych nerwach. Tę mini-kampanię można kupić w ich sklepiku, ewentualnie można zostać patronem podcastu i dostać do niej dostęp. Szczerze nie żałuję wydanych na nią pieniędzy, zwłaszcza, ze daje nam ona wgląd w przeszłość bohaterów D&Daddies.

Moje pozostałe wpisy o podcastach znajdziecie tutaj

Share on Google Plus

0 komentarze:

Prześlij komentarz