Podsumowanie roku 2018

Pod względem animacji, nie mogę powiedzieć, że ten rok był nudny. Może nie działo się aż tak wiele, ale dostaliśmy w tym roku trochę nowinek, obiecujących zapowiedzi i niemało emocji. Spróbuję podsumować jak to wyglądało z mojej strony, ale mam wrażenie, że - jakkolwiek próbuję być obiektywna - każdy z nas odebrał ten rok zupełnie inaczej. To jedziemy!



Najlepszy nowy serial
Mam w tym roku dwa wyróżnienia. Całkiem miło się złożyło, że oba seriale mają kobiecą postać grającą pierwsze skrzypce.

Pierwsza nagroda idzie do Aggretsuko. Kiedy mówię, że lubię seriale dla dorosłych, które są dojrzałe, a nie tylko dla dorosłych, mam na myśli takie rzeczy jak Aggretsuko. W kreskówce nie znajdziemy dowcipów o seksie, przekleństw czy taniej kontrowersji. Historia opowiada o codziennym życiu czerwonej pandy... która pracuje w korporacji, często siedząc po godzinach, a frustracje wyładowuje poprzez karaoke i alkohol. Produkcja jest zabawna, bardzo urocza, a przede wszystkim - życiowa.


W zeszłym roku, palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o nowe seriale, niósł reboot Kaczych Opowieści. Nie mogę więc nie wspomnieć o kolejnej, odświeżonej serii, która okazała się strzałem w dziesiątkę. She-Ra Princess of Power od Netflixa jest dokładnie tym, czego chciałabym od kreskówki - zabawna, z ciekawą historią i światem w tle, ale przede wszystkim, żyjąca ciekawymi postaciami. Dynamika pomiędzy Adorą a Katrą napędza całą fabułę, a nie ma jednej postaci drugoplanowej, której bym nie polubiła w jakimś stopniu. Tylko tak dalej, Netflix.


Najsmutniejsze pożegnanie serialu
Pewnie już wiecie, że nie śledziłam serialu Adventure Time z wielkim zainteresowaniem. Ale trzeba być kompletnym ignorantem, żeby pomijać wpływ, jaki ten serial miał na współczesną animację. Promując uproszczony styl, abstrakcyjny humor, wprowadzając nowe sposoby na łączenie dojrzalszej tematyki z bajkową, kreskówkową konwencją. Chociaż serial się zakończył to jego wpływ nadal czuć w najnowszych produkcjach.


Największa porażka
Watership Down i reboot ReBoota (o podtytule The Guardians Code). Czyli kolejne rebooty klasyków sprzed lat.
Muszę przestać pisać "reboot".
Nowe Wodnikowe Wzgórze po prostu nie umywa się do szwedzkiej wersji z lat 80., nie będąc złą adaptacją samo w sobie. Po prostu jest nudnawe. Natomiast nowy ReBoot to po prostu porażka na całej linii - nie tylko jest to serial naiwny, nudny i kiepsko zrobiony. Biorąc pod uwagę, że twórcy tknęli pierwszy w historii serial robiony w całości animacją komputerową, można by pomyśleć, że trochę poszaleją i pokażą jaki skok techniczny w tej dziedzinie mieliśmy. Nope. Grafika wygląda lepiej niż w roku 1994, ale trudno to nazwać komplementem. Zwłaszcza, że z taką fabułą trudno utrzymać uwagę to dłużej. Z przełomowej produkcji wyciśnięto ledwie znośny sequel. Szkoda.

Może się wydawać dziwne, że to po lewej jest lepsze niż to po prawej, ale takie są fakty.

Największe pozytywne zaskoczenie roku

Nie spodziewałabym się wiele po serialu o tytule Super Drags. A jeśli widzieliście zwiastun, to możecie wiedzieć czemu nie byłam przekonana. Ale czasem warto spróbować. Co prawda kreskówka o superbohaterkach w drag nie jest jakąś fantastyczną produkcją, ale tutaj liczy się dysproporcja między moimi oczekiwaniami a rzeczywistością. Zdecydowanie polecam zobaczyć, chociażby przez ciekawość. Recenzja tutaj.

Nagroda za najlepszą rzecz, która wydarzyła się w świeci animacji!
To że mamy w kinie filmy które próbują nowych technik jak Teen Titans Go to the Movies i Spider-man Into the Spider-verse. Generalnie, kino było bardzo zróżnicowane w tym roku jeśli chodzi o animację. Wyspa Psów Andersona w animacji poklatkowej. Jeszcze dzień życia robiony w motion capture (pełna recenzja filmu tutaj). Nie wspominając o tym, że żaden z tych filmów nie jest produkcją Disneya, który jeszcze niedawno dominował rynkiem pełnometrażowych animacji. Nadchodzą ciekawe czasy dla kinomaniaków i nie mogę się doczekać, co nas czeka dalej.


Najmocniejsze trzymanie kciuków na przyszły rok

Jest kilku mocnych kandydatów, ale ostatecznie zdecydowałam się na Hazbin Hotel. To diabelnie szalony projekt, który zakłada tworzenie w pełni animowanego serialu... w Internecie. Na Youtubie konkretniej. I chociaż takie rzeczy już były, to Hazbin Hotel wydaje się naprawdę dużym przedsięwzięciem - ekipa składa się z dziesiątek osób, które są opłacane z datków od widzów. Sama animacja jest bardzo szczegółowa i płynna. O, i mają być piosenki.

I mam już swojego ulubieńca.

A jeśli bogowie będą nam sprzyjać, może w końcu kreskówka z Gorillaz się ukaże w 2019. Nadal czekam...

Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

2 komentarze:

  1. Dla mnie 2018 był przede wszystkim okresem, w którym ponownie pokochałem anime. I to dość dużą ilość anime. Kill la kill, JoJo's bizarre adventure, Houseki no kuni, Neon Genesis Evangelion, Puella Magi Madoka Magica, a wiem, że to dopiero kilka z napraaaawdę długiej listy ,,mongolskich ryżopisów". Hmm...czyli jednak hiatusy SU nie są aż takie złe.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też trzymam kciuki za Hazbin Hotel.

    OdpowiedzUsuń