Infinity Train i Victor & Valentino

Cartoon Network znowu wypuścił piloty! To tak jakby Gwiazdka przyszła dwa miesiące wcześniej. Opisywałam już jeden z pilotów stacji, Twelve Forever, ale zrobiłam to dłuższy czas po premierze. Dziś mam tylko kilka dni opóźnienia - idzie mi coraz lepiej. Przyjrzymy się dwóm pozycjom: Infinity Train i Victor & Valentino.



Zacznijmy od Infinity Train, bo właśnie ten zobaczyłam jako pierwsza i właśnie ten bardziej zapadł mi w pamięć. Tulip to młoda dziewczyna, która utknęła w tajemniczym pociągu. Nie wiadomo skąd się tam wzięła, dokąd pędzi skład ani jak się stamtąd wydostać. Jedyną wskazówką jest tajemniczy, święcący znak na dłoni Tulip z liczbą 53.  

Nasza bohaterka podróżuje więc po pociągu, przechodząc od wagonu do wagonu. Najwyraźniej każdy z nich skrywa nową niespodziankę, czasem rodzaj zagadki albo innego wyzwania. Towarzyszy jej mechaniczna kulka, która tak naprawdę jest dwoma mniejszymi robocikami o skrajnie różnych osobowościach: jeden jest przesadnie przyjazny i entuzjastyczny, drugi jest Marvinem z Autostopem przez Galaktykę (i gra go sam twórca). 
Dosłownie nazywają się Glad-One i Sad-One. To jeden z tych projektów pięknych w swojej prostocie.
Jestem niesamowicie zaintrygowana tym pilotem. Wygląda na produkcję z ciągłością fabularną, co zawsze jest mile widziane, a sam pomysł jest oryginalny i interesujący. Już widzę te teorie spiskowe i wyłapywanie najmniejszych szczegółów z tła. Utwór tytułowy, krótka melodyjka, tworzy niesamowity klimat już od pierwszej sekundy. Jednocześnie, cieszę się, że ton nadal jest lekki. Fabuła tej krótkometrażówki dzieje się w królestwie inteligentnych psów, których przywódca przemawia głosem Erniego Hudsona, no dajcie spokój! Motyw z wagonami tworzy nieograniczone możliwości dla fabuły, zwłaszcza, że środowisko zdaje się mieć za nic podstawowe prawa fizyki. Twórcą serialu jest Owen Denis, który pracował wcześniej nad Zwyczajnym Serialem. Można dostrzec pewne podobieństwu w stylu, ale to można powiedzieć o wielu dzisiejszych kreskówkach - prosty, ale szczegółowy, ładne tła. No i jest jeszcze to:
Wedle napisów To jest stewardem. W PKP takich nie mają. Chcę wiedzieć więcej.
Jednak największą siłą tej kreskówki jest dla mnie główna bohaterka. Grana przez Ashley Johnson (wcześniej grała Gwen w Ben 10 czy Terrę w Młodych Tytanach) Tulip jest inteligentna i nade wszystko ceni logikę. Przeraża ją sytuacja w której się znajduje, a przede wszystkim to, że nie potrafi odnaleźć odpowiedzi na piętrzące się pytania. Wszystko to jest zrozumiałe i nie mogę powstrzymać podziwu względem kogoś, kto zachowuje taki rozsądek w niebywale absurdalnej sytuacji. One-One jest zabawny, ale w nienachalny sposób - bycie robotem jest dodatkowym atutem, jestem ciekawa jakie niespodzianki może on przed nami chować. 

Cały pilot wydaje się bardzo nienaturalnie wyrwany z większej historii. Znaczy, mamy klasyczną strukturę, podział na trzy akty, ale gdy pilot się urywa, chce się oglądać dalej. Chce się wiedzieć więcej. Mam szczerą nadzieję, że kreskówka dostanie zielone światło, najlepiej w formie mini-serialu jak Over the Garden Wall. Jeśli tak się stanie to będę pierwsza w kolejce (hehe, "kolejka" łapiecie?).



Drugim pilotem jest Victor & Valentino, o dwóch przybranych braciach, spędzających wakacje w sennym, meksykańskim miasteczku, które okazuje się być bardziej tajemnicze i straszniejsze, niż by się mogło wydawać. Czyli Phineas and Ferb spotykają Gravity Falls. W tym odcinku bracia podążają za kościstym psem-łakomczuszkiem prosto do krainy umarłych. Aby się z niego wydostać muszą przejść labirynt, a co gorsza - współpracować ze sobą.
Serial ma bardzo ładną kreskę, która przypomina mi przede wszystkim Atomówki (2016), zwłaszcza te piękne tła. Nic dziwnego - autor, Diego Molano, robił storyboarding do tego serialu. Biedactwo, zasłużył na lepszy los. Serial wygląda na sitcom, który skupiałby się na żartach. I tu pojawia się mój pierwszy problem - nie jest szczególnie zabawny. A to przecież pilot - powinien mnie wciągnąć i zachęcić do oglądania. Ten problem wynika przede wszystkich z bohaterów. Mamy tu klasyczną sytuację, dwa przeciwieństwa: Valentino jest rozważny, nie przeszkadza mu spędzanie lata na przyrządzaniu tacos i sprzedawaniu ich z rodzinnego wózka. Victor jest spragniony przygody i nierozważnie pakuje się w coraz to gorsze tarapaty.
Jest też niesamowicie irytujący.
Owszem, młodsi bracia mają prawo do bycia denerwującymi. Ale kiedy mając do wyboru mapę labiryntu, kupon na wyjście z labiryntu i smartfon z nawigacją po labiryncie, Victor wybiera maskę zapaśnika... Są pewne granice. Bracia mają pomiędzy sobą chemię i kiedy w końcu się ze sobą dogadują, rzeczywiście stanowią dobry duet. Boję się tylko, że nieznośny Victor będzie powracał na nowo w każdym odcinku, nieskalany rozwojem postaci.

I jest sklepik, prowadzony przez Chupacabrę! To zabawne, bo Chupacabra zwykle zjada kozy, a nie prowadzi sklepy.
Mamy tu też kilka typowych dowcipów, które bardzo rzadko są śmieszne. Jak "przekonanie potężnej istoty, aby darowała ci życie, za pomocą czegoś błahego". Albo "niewinna staruszka jest przesympatyczna, poza tymi kilkoma sekundami szału, który pojawia się znikąd i znika równie nagle".
Klasyka
Nie miałabym takiego problemu z humorem, gdyby nie to, że kreskówka wyraźnie celuje w bycie komedią. Owszem, końcówka sugeruje, że może tu być jakieś drugie dno, ale mam pewne przeczucie graniczące z pewnością, że to tylko jednorazowy wybryk, którego zadaniem jest przekonać nas, że chcemy coś więcej niż pilot.
Natomiast ogromnym plusem jest oprawa graficzna. Wspomniałam już, że serial wygląda bardzo dobrze. To, co go wyróżnia, to zanurzenie w meksykańskiej tradycji. Od lokalizacji i pochodzenia samych bohaterów, którzy przemawiają w uroczym akcentem, przez kolory i ogólną estetykę, skończywszy na kulturze, którą przesiąknięty jest świat przedstawiony. Przypomina to Księgę Życia, ten film sprzed kilku lat, w którym również zgłębialiśmy cywilizację Meksyku i odwiedzaliśmy świat umarłych. W tych 8 minutach upchnięto całkiem sporo różnorakich odniesień i mam szczerą nadzieję, że cały serial byłby taki - po co się rozdrabniać. No i, oczywiście, muzyka. Dużo gitary.


Nie zmienia to faktu, że nie jestem nastawiona do Victor & Valentino szczególnie entuzjastycznie. Jasne, lepsze to, niż kolejny reboot, zawsze jakaś oryginalna myśl. Mam jednak nadzieję, że zatrudnią do projektu lepszych scenarzystów, którzy będą potrafili napisać dobre dowcipy i sympatyczniejszego Victora. Bo na animację patrzy są z przyjemnością, a element etniczny jest zawsze mile widziany. 

Z tej dwójki, jak się domyślacie, zdecydowanie wolałabym zobaczyć serial Infinity Train. Już teraz czuję, że będzie mi on siedzieć w głowie przez następne dni. I bardzo się cieszę, że Cartoon Network decyduje się upubliczniać te piloty - wiem, że przy pilocie Gravity Falls nie było Alexowi łatwo udostępnić go fanom i Disney robił problemy. Taka strategia biznesowa wydaje się lepsza - jasne, fani mogą się oburzać, że nie zrobiono z Tego-Fantastycznego-Pilota pełnoprawnej serii, ale koniec końców, mogą się przekonać jak to wygląda od kuchni, nad czym stacja pracuje, w jakim kierunku idzie, co siedzi w głowach artystów. I dlatego, drogie CN, życzę Ci, abyś wybrało rozsądnie to, co dla Ciebie lepsze i dało wyróżnionym pomysłom to, na co zasługują. 
Czyli zrób z Infinity Train mini-serię. 

Share on Google Plus

0 komentarze:

Prześlij komentarz