Kipo and the Age of Wonderbeasts (Kipo i dziwozwierze)

(polski tytuł trochę nie oddaje koncepcji serialu)
Kontynuując naszą sagę "Netflix robi dużo dobrych animacji" - Kipo i dużo dziwozwierzów, czyli nieco inne postapo. Zapraszam.




Zaczęło się od komiksu internetowego. Radfort Sechrist stworzył zaledwie 32 strony, zanim Dreamworks zwróciło się do niego z propozycją przeniesienia świata Kipo na ekran - początkowo na wielki, ostatecznie na mały. Twórca pracował wcześniej nad filmami (Kung-Fu Panda, Megamocny, teraz tworzy nadchodzącą animację Wish Dragon), więc nie było mu łatwo przeskoczyć na tak szybki projekt jak serial. Z pomocą przyszedł mu Bill Wolkoff - który pisywał dla Star Wars Rebelianci czy Once Upon a Time. Duet zdołał przetłumaczyć język komiksu na format serialu - bardzo nietypowego serialu. Gdzie główna bohaterka, nastoletnia Kipo, po raz pierwszy dostaje się na powierzchnię. Po całym życiu spędzonym w podziemnych bunkrach - zwanymi Norą - wszystko wydaje się jej niesamowite i piękne. Ale postapokaliptyczny świat, 200 lat po zmierzchu cywilizacji, nie jest taki łaskawy dla ludzi. Przetrwanie na powierzchni będzie wymagało sprzymierzeńców, sprytu, determinacji i dużo optymizmu. Tego ostatniego często brakuje mieszkańcom tego nowego, nieprzyjaznego świata.

To, co wyróżnia się w Kipo to z całą pewnością świat w którym historia się rozgrywa. Twórca chciał początkowo spłodzić znacznie mroczniejsze miejsce - połączenie chłodnego i nieprzyjemnego tonu Gry o Tron z Żywymi Trupami. Ostatecznie, zwyciężyła jego skłonność do mniej depresyjnych klimatów. Dlatego zamiast zombie, mamy słodkie zwierzęta. Które zmutowały do gigantycznych rozmiarów, wyrosły im dodatkowe kończyny i wytworzyły własną cywilizację, czerpiąc garściami ze szczątków ludzkiej kultury. Mamy więc mega-króliki, które mają osiem łap, tyle samo par uszu i które - na szczęście - zachowały swoje łagodne usposobienie. No, ale zwierze o wielkości budynku nie musi mieć złych zamiarów, żeby zrobić komuś krzywdę. Inne zwierzęta - na przykład żaby - urosły tylko trochę, nabrały natomiast inteligencji. I tak, jest gang jadowitych żmii, które uwielbiają rocka. Albo skunksy na motorach. Albo stado kotów-drwali, które mają swoje najukochańsze drzewo do drapania i nie zawahają się użyć siekier, żeby go bronić. Te osobliwe grupki to najciekawszy element świata - a twórcy potrafią nas zaskoczyć kreatywnością przy tworzeniu zasad, którymi się posługują. Wilki, na przykład, stały się głodnymi wiedzy intelektualistami - które nadal mają ścisłą hierarchię w stadzie i ostre zęby.
Podoba mi się też koncept barwnego postapo, gdzie niszczejące budynki obrastają pięknymi roślinami, a na ruinach wyrastają nowe - często pokraczne - konstrukcje. Chociaż wiele grupek jest do siebie wrogo nastawionych, zdarzają się też takie, które nie próbują nikomu wchodzić w drogę lub - wręcz przeciwnie - są przyjazne i chcą się dzielić radością.
Gdybym miała to do czegoś przyrównywać to całość stanowi miks Czarnoksiężnika z Krainy Oz,  Alicji w Krainie Czarów i Mad Maxa.
Zdarzają się też jednak nietrafione pomysły. Osobiście, średnio przypadł mi do gustu główny antagonista. Twórcy ładnie budowali napięcie, zanim go nam zaprezentowali, jednak ja się trochę rozczarowałam. Na pewno jest to oryginalne podejście do tematu - miks Jokera z Amadeuszem, jak go określają w wywiadach - chociaż osobiście nie wywołał na mnie wrażenia.



Innym, bardzo ważnym elementem serialu, jest muzyka. Sechrist chciał zrobić musical - ale taki, gdzie muzyka rzeczywiście występuje w historii - a nie, gdzie ludzie spontanicznie zaczynają śpiewać i tańczyć. Zdecydowano się na rozwiązanie pośrednie - sporo jest piosenek śpiewanych przez samych bohaterów albo utworów muzycznych, których bohaterowie słuchają. A czasem mamy po prostu fajną piosenkę w tle. Soundtrack był w dużej mierze inspirowany Spiderman. Into the Spiderverse. Stąd dużo w nim hip-hopu i trapu. Twórcy bali się, że Dreamworks będzie naciskał na zmianę ścieżki muzycznej. Musieli być bardzo zaskoczeni, kiedy producenci zaczęli kiwać głowami do rytmu. Więc muzyka została.
Pod znakiem zapytania stał też styl graficzny Kipo. Chciano go uprościć i przerobić na bardziej "powszechny". Jednak nie ugięto się i serial zachował swój unikalny wygląd. Który wygląda dziwnie tylko czasami - te anime włosy Kipo, przykładowo.



Chyba najmniej ciekawa jest dla mnie, na ten moment, sama historia. Kipo chce dotrzeć do domu, jacyś ludzie dołączają, żeby jej pomóc.
Dlaczego?
Dobre pytanie.
Znaczy, teoretycznie dostajemy jakieś tam wytłumacznie, ale nie powiem, żeby mnie satysfakcjonowało.
Sama Kipo jest też typem postaci który uwielbiam - promykiem nadziei w mroku, optymistką do końca niezłomnym duchem. A mimo to, nawet dla mnie, była trochę zbyt naiwna i wyidealizowana. Jeśli jej łatwowierność i optymizm pchają ją w kłopoty, to na krótko i ostatecznie zawsze wychodzi to na jej korzyść. Mam nadzieję, że drugi sezon (jeśli powstanie) postawi przed nią jakieś poważniejsze wyzwania. Jest w niej trochę potencjału - umiłowanie do nauki, otwartość, ciekawość świata. Ale, na wszystkich bogów, niech nie będzie aż tak głupia.
Znacznie lepiej wypadają jej towarzysze - duet cwaniaczków, Benson i Dave, a przede wszystkim Wolf, nasza gburowata twardzielka, przewodniczka po niebezpiecznych zakątkach powierzchni. Zwłaszcza ta ostatnia ma zadatki na prawdziwą, ciekawą protagonistkę. Wiecie, ma coś takiego jak WADY. Które wpływają na fabułę, przez które Wolf popełnia wady i płaci za to konsekwencje. A potem wyciąga wnioski i zmienia się. Śledzi się to znacznie, znacznie ciekawiej. Może dlatego to Wolf widnieje na logo Dreamworksa na początku każdego odcinka - bo to ona jest bohaterką, na której mamy się skupiać.



Koniec końców, nie jest to przełomowa seria, która zmieni Twoje życie, ale ogląda się przyjemnie. Fabularne nużyzny nadrabia muzyka i to, jak ciekawy jest świat opowieści. Jeśli lubicie postapo to na pewni chcecie nadrobić tę produkcję - oferuje dosyć świeże podejście do tego gatunku. W innym razie, można spokojnie pominąć ten serial. Przynajmniej na razie - może drugi sezon będzie tak super, że produkcja zyska w moich oczach, kto wie.
Share on Google Plus

0 komentarze:

Prześlij komentarz