Epithed Erased

Robienie kreskówek jest drogie. Czasochłonne. Trudne. Nawet jeśli mamy mnóstwo świetnych artystów, potrzebny sprzęt, zaplecze w postaci dźwiękowców, montażystów i utalentowanych aktorów głosowych, to po prostu nie da się przeskoczyć tego, że trzeba stworzyć setki tysięcy klatek, aby posklejać z nich film.
Nie da się? A może jednak?

Na scenę wkracza Brendan Blaber. Możecie go kojarzyć, jeśli byliście w internecie dłużej niż 5 minut. Jego kanał na Youtube - JelloApocalypse - stworzył takie klasyki jak Welcome to Facebook czy serię So this is basically... Koleś ma 1,7 milionów subskrybcji, trudno byłoby go przeoczyć. Przez wiele lat prowadził projekty przy których odpowiadał za rysunki, animację i podkładanie głosu postaciom.


Epithed Erased jest inspirowane kampanią rpg (kolejny dowód, że da się zrobić rpg o wszystkim) nazwaną po prostu Anime Campaign. Była to seria, bazowana na autorskim systemie, gdzie Brendan i jego kumple odgrywali ludzi z supermocami, opartymi na losowych słowach. Koncept spodobał się na tyle, że zdecydował się on przerobić te przygody na scenariusz i podjąć współpracę z VRV przy jego realizacji. W efekcie powstało 7 odcinków, mniej więcej długości 20 minut.

W świecie serialu, niektóre osoby rodzą się z wyjątkowymi zdolnościami, które wszystkie kręcą się wokół jednego słowa zwanego Epitetem. Moce, wywodzące się z takiego Epitetu, mogą być bardziej oczywiste (np. kiedy twój Epitet to "bariera"), ale mogą też wymagać od właściciela kreatywności. No bo co zrobić, kiedy twój Epitet to "zupa".
Wszystkie wydarzenia kręcą się wokół legendarnego artefaktu, jakim jest Arsene Amulet. Może on zabrać komuś Epitet, a nawet przekazać go innej osobie. Nic dziwnego, że wiele osób chce położyć na nim łapy i wykorzystać do swoich - nierzadko niecnych - celów. Z odcinka na odcinek poznajemy coraz to nowych posiadaczy Epitetu oraz powody dla których chcą zdobyć amulet. I boy oh boy, cudowni są to bohaterowie. Piętnastoletni doktor psychologii, koleś o ksywie Car Crash, cała organizacja pełna komicznych i przerysowanych bandziorów, no i Strażnik Studni. Jego pracą jest patrzenie na studnię.


No, dobra, ale co z tą animacją? Ano, serial używa kilku ciekawych sztuczek, aby ułatwić animatorom życie (i zmniejszyć budżet projektu). We wszystkich 7 odcinkach jest tylko kilka sekwencji, które są w pełni animowane - przez większość czasu postacie tkwią w nieruchomych pozach, które są przesuwane po ekranie. Każda postać ma kilkanaście póz, które zmieniają się zależnie od emocji czy czynności, którą postać wykonuje. Przypomina to miks stylu visual novels i animacji wycinankowej.
Natomiast w momentach, które wymagają od postaci bardziej dynamicznych akcji - takich jak przemieszczanie się z miejsca na miejsce, bieg, skok - postacie zostają zastąpione... pionkami, które są przesuwane po planszy przedstawiającej lokalizację. I często towarzyszy temu narracja bohaterów, którzy opisują to co robią w trzeciej osobie. Jest to nieco dziwne, ale tworzy też dodatkowy komizm.
Tym bardziej spektakularne są te nieliczne momenty, gdy bohaterowie poruszają się w tradycyjnie kreskówkowy sposób - podkreśla to wagę sytuacji.

Przykład animacji w serialu. Prostej, ale zrozumiałej.
Przykład animacji w serialu. Prostej, ale zrozumiałej.

Taki zabieg mógł się udać tylko dzięki podkręceniu pozostałych elementów serialu do perfekcji. I, cóż, rzeczywiście tak jest. Liczni bohaterowie, których spotykamy na swojej drodze są bardzo charakterystyczni i wyjątkowi. Projekty postaci są przeurocze i narysowano je w dynamicznych, czytelnych pozach. Prawdopodobnie największą zaletą serialu jest jednak aktorstwo - w wielu miejscach nadrabia ono sztywną animację, pozwala przeskoczyć techniczne ograniczenia.
Nieco gorzej wypada scenariusz. Niektóre momenty są przeciągane, prawdopodobnie po to, aby jak najdłużej akcja utrzymywała się w jednej lub kilku lokalizacjach. Przez to tempo akcji bywa wolne, by potem gwałtownie przyspieszyć. I to nie w taki przyjemny sposób. Na szczęście ratują to autentycznie zabawne żarty oraz - może nawet ważniejsze - to w jaki sposób te napisano dialogi. Serial ma kilkanaście różnych bohaterów, ale każdego można bezbłędnie rozpoznać po samym sposobie wypowiedzi.

Warto wspomnieć, że pomimo tych cięć budżetowych Brendan nadal jest zadłużony na 120 tysięcy dolarów. Czego, jak przyznaje w wywiadach, nie żałuje - no bo kto by nie chciał stworzyć kreskówki? Zwłaszcza, że wszystkie odcinki są dostępne na jego kanale, zupełnie za darmo. Więc jeżeli chcecie wesprzeć ten projekt, możecie kupić merch, dołączyć do Patreona albo... obejrzeć reklamy, które wyświetlają się przed odcinkami. Też dobrze.
Share on Google Plus

0 komentarze:

Prześlij komentarz