Statek towarowy Demeter ulega awarii, w wyniku czego jego pasażerowie zostają wysłani w kapsułach ratunkowych na powierzchnię nieznanej planety. Nasza fabuła rozpoczyna się kiedy jedna z grupek, rozproszonych po awaryjnym lądowaniu, daje radę ściągnąć uszkodzony statek z orbity na ziemię. Teraz trzeba tylko przebić się przez wrogie środowisko planety, aby odlecieć z – wciąż obecnymi na samym wehikule – pasażerami zamrożonymi w kriogenicznym śnie. Brzmi prosto, prawda?
Tylko, że po spędzeniu bliżej nieokreślonej ilości czasu w obcym miejscu, trzy odizolowane od siebie grupki kosmicznych rozbitków, są w stanie wahającym się pomiędzy względnie stabilnym a kompletnym załamaniem. Będziemy więc towarzyszyć w tej wyprawie parze ludzi, którzy mieli siebie aby wzajemnie wspierać się podczas pobytu na powierzchni, pani w towarzystwie inteligentnego robota oraz samotnej duszyczce szarganej przez wyrzuty sumienia. Ale o nich później, skupmy się przede wszystkim na najważniejszej postaci w serialu – samej planecie.
Joe Bennett i Charles Huettner, twórcy serialu, inspiracji do serialu szukali w filmikach preperów, gości od survivalu i w filmach przyrodniczych. I to ostatnie wybrzmiewa najbardziej, bowiem całe długie fragmenty serialu wyglądają jakby były jedną narrację Krystyny Czubówny od dokumentu o faunie i florze planety Vesta. W animacji, medium bardzo czasochłonnym i drogim, nie ma miejsca na przypadki. Widz niejednokrotnie musi zrobić to, co sami bohaterowie – obserwować uważnie i wyciągać wnioski. Nieobecna jest tutaj narracja, w której postacie tłumaczyłyby sobie (i nam) jak działają przecudaczne mechanizmy tego środowiska. A wyobraźnia scenarzystów jest w tej kategorii bardzo bogata. Poważnie, dawno nie miałam do czynienia z dziełem sci-fi w którym środowisko naturalne byłoby tak autentycznie „obce”. Często autorzy idą na łatwiznę, tworząc istoty, które – w gruncie rzeczy – są nieco pozmienianymi zwierzątkami ziemskimi. Wiele roślin i zwierząt przypomina bardziej złożone, biologiczne maszyny goldberga i przyznaję, że niesamowicie satysfakcjonujące było oglądać w jaki sposób działają. Animacje są na tyle przemyślane, że jak na dłoni widać jak dany organizm funkcjonuje, a wiele z nich jest naprawdę pomysłowa. Jednak to co najbardziej mi imponuje, a nade wszystko – co najciekawsze w calutkim serialu – to to jak te fantastyczne organizmy na siebie oddziałują, powiązania między nimi. Praktycznie zawsze, gdy występuje jedna z tych dokumentalno-przyrodniczych sekwencji, nowe gatunki są nam przedstawiane w relacji do innych zwierząt, roślin albo elementów natury. Nawet jeśli są momenty, w których animacja nie jest idealna, to właśnie tym sekwencjom jest poświęcone najwięcej uwagi.
I z dobrego powodu. W tym idealnie zbalansowanym środowisku, przybycie ludzi zakłóca naturalny porządek. Rozbitkowie są anomalią, a takim w przyrodzie nie jest łatwo.
Wiele jest historii, gdzie ludzie muszą się mierzyć w siłami natury. Ale narracja „człowiek kontra dzicz” – moim zdaniem – nie jest już tak efektywna, w momencie, kiedy człowiek dotarł do każdego zakątka planety, zbadał miliony gatunków, jednocześnie systematycznie doprowadzając do zagłady milionów innych. Poprzednie zdanie nie jest prawdą, badania z 2011 roku pokazują, że jakieś 86% gatunków na Ziemi nadal nie zostało przez naukowców odpowiednio zbadanych, ale trudno mi to odczuć na własnej skórze. Może dlatego, że jestem mieszczuchem, a tam gdzie żyję katastrofy naturalne rzadko się zdarzają. Ale na planecie Vesta - nawet z resztkami nowoczesnego sprzętu, który zachował się po katastrofie statku – ludzie są sprowadzeniu do poziomu pierwotnych odkrywców, którzy dopiero co wyściubili nos z jaskini. Budowanie takiego nastroju jest w tej serii poprowadzone mistrzowsko. Pierwsze odcinki oglądałam na przerwie w pracy, więc w mało komfortowych warunkach, ale kompletnie się wciągnęłam i na tych 20 minut zapominałam na chwilę o świecie wokół mnie. Myślę, że wpływ na to ma też scenariusz, który wymaga od widza maksimum uwagi, ponieważ (jak wcześniej wspomniałam) wiele jest rzeczy, których nie mówi się nam wprost. Ja to liczę jako zaletę, ponieważ animacja tratuje nas jak dorosłego.
O, powinnam wspomnieć, że to serial dla dorosłych. Natura bywa krwawa i bezlitosna, zwłaszcza, gdy punktem zapalnym jest katastrofa pojazdu pełnego ludzi.
Skoro o
ludziach mowa, również naszych rozbitków najłatwiej scharakteryzować po tym, w
jakiej relacji stoją do otaczającej ich natury. Pierwsza grupka to para, która
stoi po przeciwnych stronach barykady – mężczyzna, który korzysta z zasobów
planety, ale zasadniczo pozostaje wobec niej nieufny oraz kobieta, która
próbuje obserwować i uczyć się zasad panujących w nowym środowisku. W innym
serialu mogłoby to być zarzewie konfliktu, jednak Scavengers Reign jest trochę mądrzejsze w tym temacie, pokazując
jakie z tego wynikają zagrożenia i szanse.
Drugą parą ocalałych jest kobieta i inteligentny robot, które na motorze
przemierzają pustkowia. Podejście tej pani do natury jest proste – wszystko co
żyje na planecie Vesta to wróg, którego trzeba unikać albo wyeliminować. Jednak
w mechanizmie robota zalągł się pewnie grzyb, co poprzedza serię coraz
dziwniejszych zachowań. Nie są to zachowania groźne, ale irracjonalne – no bo
jak inaczej można określić zachwycanie się tym, co próbuje nas zabić
No i jest też Kamen. Kamen ma gigantyczny bagaż emocjonalny do przepracowania,
a bycie uwięzionym w kapsule ratunkowym, samemu jak palec przez miesiące, nie
pomaga. Nic dziwnego, że staje się ofiarą jednej z inteligentniejszych istot
zamieszkujących tę dzicz. Inteligentniejszych, ale przez to bardziej
niebezpiecznych. Jego wątek jest chyba najbardziej polaryzujący. Z jednej
strony to postać o której dowiadujemy się najwięcej, jeśli chodzi o jego
„poprzednie” życie – czyli to przed przybyciem na planetę. Z drugiej strony –
to straszna szumowina. Jego wątek najmniej wpisuje się w ten schemat relacji
człowiek-natura. Bardziej skupia się na tym kim człowiek jest i jak otoczenie
go kształtuje. Mam wrażenie, że to jedna z tych postaci o których będzie można
potem zażarcie dyskutować ze współoglądającymi i bardzo nie chcę mówić za dużo.
Po tym jak serial zrzucono z platformy streamingowej Max - coś, co wręcz stało się normą, niestety - prawa do serialu wykupił Netflix. Chociaż twórcy mają pomysły na drugi sezon, wciąż panuje cisza na ten temat. Szczerze mówiąc, nie wiem czy drugi sezon jest serialowi potrzebny - wszystkie wątki wydawały mi się kończyć w idealnym miejscu. Wiele jest seriali, które dostają zbyt mało odcinków - żeby ograniczyć koszt, jeśli nie staną się one natychmiast gigantycznymi hitami - albo tasiemcami, które ciągną się bez sensu. Scavengers Reign zostało precyzyjnie odmierzone, nie miałam poczucia, żeby brakowało jakiejś sceny ani żeby jakiś wątek był tam niepotrzebny. Gorąco zachęcam, żeby oglądać serial wspólnie - żeby móc skonfrontować jakie inni będą mieli przemyślenia na temat poczynań bohaterów.
0 komentarze:
Prześlij komentarz