9 rzeczy, których nikt mi nie powiedział o konwentach

Motyla noga, zabrakło mi jednego punktu do pięknej, okrągłej listy 10 rzeczy, damn...


Szykuję się właśnie na Polcon2016 i naszło mnie na wspominki mojego pierwszego konwentu. A przynajmniej mam na myśli taki, na który chciałam świadomie jechać - na mój całkiem pierwszy trafiłam zupełnie przypadkiem. W każdym razie, stresowało mi się, dlatego zrobiłam to, co każda rozsądna osoba na moim miejscu - zaczęłam szperać po internetach. Pełno jest poradników dla początkujących konwentowiczów - co zabrać, na co się nastawić i tak dalej. I nie chcę tutaj pisać, że te poradniki są złe, przeciwnie, polecam przejrzeć przynajmniej kilka.
Ale.

Jest kilka rzeczy godnych wspomnienia, na które nie natknęłam się podczas wertowania Sieci, a które okazały się dla mnie ważnymi odkryciami, podczas tych - niewielu, bo kilku, ale jednak - fantastycznych imprez. Większość to pewnie nic odkrywczego, ale a nuż komuś się przydadzą.


  • Nie musisz mieć cosplayu. Ani nawet koszulki. Owszem, mnóstwo ludzi chadza w nietypowym stroju. Ba, konwent do doskonała okazja, aby wyjąć tę dziwaczną rzecz, która kisi się w głębi szafy, bo wyjść na ulicę w niej nie sposób - tutaj nawet nie będzie się specjalnie wyróżniać. Niemniej, sporo osób gania po konwencie w zupełnie zwyczajnym ubraniu. A jeśli na co dzień chodzisz w trzyczęściowym garniturze/eleganckiej garsonce/skarpetach do klapków Kubota to też jest absolutnie w porządku! Najwyżej ktoś pomyśli, że przebrałeś się za postać z niszowego anime czy coś. Najważniejsze, żeby było Ci wygodnie i żebyś czuł się dobrze. Najgorsze co może się stać, to to, że mniej osób będzie za Tobą oglądać, żeby przeczytać napis na Twoim t-shircie. Niektórym to może wręcz pasować. A jeśli jednak chcesz się przebrać...
  • Twój cosplay nie musi być idealny. Jasne - piękne, starannie wykonane kostiumy w których każdy szczegół został odwzorowany z najwyższą starannością budzą podziw. Jak najbardziej powinno się im przyklaskiwać, dawać nagrody. Niemniej, cosplay to przede wszystkim zabawa - dlatego, nawet jeśli Twój strój nie jest idealny, nadal warto go założyć. Nawet nie wiecie jak to cudownie wpływa na atmosferę. Nawet jeśli nie będą Cię prosić o zdjęcie co pięć minut i nie trafisz na plakaty, to będziesz tworzyć atmosferę, ten niepowtarzalny klimat konwentu. I będziesz się czuć fantastycznie, zapewniam.
Jeśli to Was przekona, dorzucam zdjęcie miecza Connie, który był częścią mojego nieidealnego stroju.

  • Twoje gadżety nie muszą być markowe. Co mam na myśli z markowymi gadżetami? Sporo firm sprzedaje przypinki/torby/koszulki/całą masę innych rzeczy. Często można trafić na produkty z licencją - zwłaszcza przy większych markach, jak Gwiezdne Wojny. I kupowanie licencjonowanych produktów jest świetną sprawą - w pewnym stopniu wspierasz w ten sposób swoją ulubioną markę, gorąco do tego namawiam, jeśli tylko macie szansę, Ale nie ma w tym nic złego, jeśli Cię na to nie stać i kupisz tańszy zamiennik. Albo jeśli zrobisz coś własnoręcznie i będziesz z tym paradować wśród innych fanów. Zwłaszcza, że my, fani kreskówek, nie mamy zbyt wielkiego wyboru, a szczególnie, jeśli lubimy bardziej niszowe produkcje. Na pierwszym konwencie paradowałam we własnoręcznie zrobionej koszulce i nawet zebrałam kilka komplementów. A propos...
Jeśli ja mogę ganiać w koszulce pomazanej farbą do tkanin, to czemu nie Ty?
  • Wszyscy mówią sobie miłe rzeczy. No dobra, może przesadzam. Ale na konwencie możesz bez obaw traktować wszystkich wokoło jak starych, dobrych znajomych. Przecież są fanami, zupełnie takimi jak ty! Kiedy ktoś pochwali Twoją bluzę z Garnet, spyta skąd masz bluzkę z Billem Cypherem, da Ci naklejki, bo też lubisz to samo co napotkany konwentowicz... Aż chce się robić to samo dla innych. Oczywiście, o ile chcesz to robić, bo przecież...
  • Wcale nie musisz zdobyć tłumu przyjaciół. Jednym z najczęściej wymienianych plusów konwentów jest możliwość poznania nowych osób. I owszem, warunki są idealne - łatwo przełamać pierwsze lody ("Też czekasz na ten panel? Musisz lubić to samo co ja. Pogadajmy o tym."), ludzi mnóstwo, rzeczy do wspólnego robienia jeszcze więcej. Jednak najczęściej takie znajomości kończą się, gdy rozdzielicie się na inne panele albo dojdziecie do końca kolejki w toalecie. Znowu - nic w tym złego. 
  • Możesz równie dobrze przyjechać tylko na jeden dzień. Większość konwentów zaczyna się w piątki i wtedy też najłatwiej zaklepać sobie dobre miejsce w sleep roomie. Ale poza tym, że stracisz kilka atrakcji, równie dobrze możesz się bawić przyjeżdżając tylko na kilka godzin. Zwłaszcza, jeśli konwent jest jednym z Twoich pierwszych. Nikt nie powie, że oszukujesz i że "nie jesteś prawdziwym uczestnikiem". Idąc dalej tym tropem...
  • Możesz wziąć udział tylko w kilku punktach programu i iść na miasto. Konwenty to świetna okazja by odwiedzić nowe miejsca. Taki Polcon co roku odbywa się gdzie indziej. Nocleg często jest za darmo albo ze sporą zniżką. Nic, tylko wykorzystać okazję i pozwiedzać. Nie ma minimum godzin, które musisz spędzić na terenie imprezy, na panelach albo przy planszówkach. Szczególnie, że konwent jest świetną okazją, by spotkać się ze znajomymi, którzy mieszkają z dala od Ciebie. A i na mieście warto nie zdejmować identyfikatorów - wtedy łatwo poznacie "swoich" wśród tłumu. Tylko uważajcie, żeby ich nie zgubić, oczywiście. 
  • Na konwencie możesz być wyspany i najedzony. Swoistym mottem wśród społeczności fanów jest "na konwentach się nie śpi/nie je". Bo przecież tyle ciekawszych, ważniejszych rzeczy do roboty. Zwłaszcza sen jest często wspominany, jedzenie zazwyczaj nadrabia się nocą albo wczesnym rankiem, kiedy już otworzą najbliższą Biedronkę. Zaskoczę Was jednak - da się przespać osiem godzin. Da się jeść trzy posiłki dziennie. Wystarczą zatyczki do uszu, zapas bułek i serków w plastrach (te, gdzie każdy plasterek jest pakowany osobno, polecam szczególnie). Pytanie brzmi - po co?
  • Na konwencie możesz przestrzegać zasad higieny, być czystym i pachnącym i możesz zostawiać po sobie porządek. Niby oczywistość, ale zaskakujące jak często jest z tym problem. Więc warto podkreślić raz jeszcze. Nadal, każdy konwent na którym byłam, był czyściejszy niż przeciętna plaża podczas sezonu turystycznego. To było bardzo słabe i niekreatywne porównanie, wybaczcie.


Czy to były same oczywistości? Czy istnienie tego posta ma jakiś sens, poza tym, że chciałam się pochwalić zabawkami? Prawdopodobnie nie, ale skąd mogłam wiedzieć - kiedy to piszę nikt nie komentuje mi nad uchem. Inne dobre rady chętnie przyjmę hurtowo. Bawcie się dobrze.




Share on Google Plus
    Blogger Comment
    Facebook Comment

1 komentarze:

  1. Ciekawe rady, można by rzec - życiowe;). Konwenty to naprawdę świetna sprawa, planowałem w tym roku uczestniczyć w Pyrkonie. No ale niestety - ważne wykłady i egzamin mi to uniemożliwiły. Na pewno największym plusem konwentów jest to, że można spotkać osoby o podobnych zainteresowaniach. Zgodzę się że kostium nie musi być idealny, ważne aby czuć się w nim dobrze. Niekiedy super-extra wyglądające kostiumy, z drugiej strony są bardzo niewygodne w użytkowaniu. Istnieją kostiumy, w których to zwyczajne siadanie jest naprawdę sporym wyzwaniem;), a wyglądają super. A i fajny miecz;).

    OdpowiedzUsuń