Netflix wypuszcza ostatnio tyle animacji, że nie wyrabiam z ich oglądaniem. Dlatego dziś tylko pierwsza połowa sezonu, która zresztą tworzy zamknięty arc - jak wygodnie.
To jest Guillermo del Toro. Ja znam go jako gościa od Księgi Życia (tylko czekajcie na premierę pixerowskiego Coco, wtedy się o tym rozpiszę). Cała reszta świata, jako człowieka od Pacific Rim, który pisał scenariusze do ekranizacji Hobbita i całej masy innych rzeczy, W dodatku napisał książkę dla dzieci, której adaptacją jest właśnie serial animowany Trollhunters. Utalentowana z niego bestia.
A to jej brytyjska okładka. |
Dajcie mi minutę, wymienię z 5 kreskówek z taką fabułą minus trolle.
Z takim startem musisz mieć w zanadrzu dobrych bohaterów, ciekawą historię albo chociaż dobrą animację.
Z bohaterami jest różnie. Mamy tu przegląd całkiem oklepanych postaci. Poza wspomnianymi wyżej występują wśród nich też: Ładna dziewczyna (Claire) o duszy artystki. Troskliwa, ale zapracowana mama. Potężny troll o pacyfistycznym usposobieniu. Mentor, który z czasem urasta do roli zastęcznego ojca. Przebiegły i niebezpieczny czarny charakter, który zachowuje się uprzejmie i z klasą. Czasami zdarza się niewielki twist, na przykład główny bohater świetnie gotuje. Nadal, widziałam już te postacie dziesiątki razy. Szczęśliwie, zadbano by relacje między nimi były przynajmniej wiarygodne, a wszystkich dało się lubić - szczególnie bałam się w przypadku Toby, najlepszego przyjaciela Jima. Jego typ postaci często wypada irytująco, a w lepszych przypadkach wydaje się on w fabule zwyczajnie zbędny. Tutaj... nie jest idealnie, ale do przeżycia. Czołówka sugeruje też, że druga połowa sezonu może rozwinąć więcej Claire i, mam nadzieję, pozwoli jej rozkwitnąć.
Zobaczyłam tę minę i już wiedziałam, że Strickler będzie moim ulubionym bohaterem. |
Niestety sporą wadą jest waga konsekwencji w serialu. Początkowo cieszyłam się widząc, że bohaterowie rzeczywiście wpadają w niezłe kłopoty, muszą mierzyć się w ciężarem swoich decyzji. Jednym z moich największych zarzutów przeciwko Randy Cunningham 9th Grade Ninja było to, jak niewiele wad zdawało się mieć życie superbohatera. I przy Trollhunters poczułam ulgę... na pięć minut. Owszem, włamania i rozboje nie uchodzą bohaterom płazem, ale po kilku minutach następnego odcinka się o tym zapomina, najwyżej wspomina później. Najbardziej boli mnie to w wypadku Claire, która wybaczyła Jimowi zdecydowanie więcej niż nakazywałby rozsądek.
Animacja jest w 3D i to jest dobre 3D. Nic dziwnego, bo Dreamworks. Projekty postaci są nominowane do Annie i widzę dlaczego - mamy różne magiczne stworzenia i są one wystarczająco zróżnicowane, ale też na tyle charakterystyczne by od razu móc je rozpoznać. Dobrze wypadają sceny walki, ale cieszę się, że mniej ekscytujące sekwencje też wykonano starannie. W dodatku, miasta w kreskówce tętnią życiem! Często zdarza się, że w animacjach 3D lokalizacje są opustoszałe: Miraculous Ladybug, Teenage Mutant Ninja Turtles (2012), żeby nie być gołosłownym. Szczególnie dobrze wypada Rynek Trolli, wypełniony kolorowymi postaciami o całkiem przyzwoitym designie.
I przepięknych kolorach. |
Przede mną kolejne 13 odcinków, nie wiem czy jeszcze coś w nich zmieni moje zdanie o kreskówce. Nie jest to pozycja obowiązkowa ani coś co zmieni moje życie. Jeżeli jesteście zaznajomieni z formatem to możecie sobie bez żalu odpuścić Łowców trolli. Ale jak na schemat "zwykły nastolatek dostaje moce" sprawdza się lepiej niż przyzwoicie.
Swoją drogą, pamiętacie Łowców smoków? To też był przyjemny serial i miał sporo kreatywnych pomysłów.
0 komentarze:
Prześlij komentarz